Widok czarnej sylwetki, Pochylonej nad swoim utrapieniem, Przemijającym w bezsilności żalu, Strapionego spuścizną pozostałą, Po śladach stóp odciśniętych, Na życia fundamentach, Utopionych głęboko w beznadziejności, Bezkresu zdarzeń codzienności, Powracającej natarczywie z rana, Nadchodzącego z nieuchronnością, Godną samego stwórcy.
Widok nagiego miecza, Torującego ostrzem drogę, Przez plątaninę ludzkich ciał, Znaczących drogę ku celowi, Utopijnemu w dążeniu pragnień, Niespełnionych w skutek bezsilności, Pętającej ręce wojownika, Broniącego resztkami sił, Ideałów padających na bruk z cokołów, Wznoszących już nie jedną prawdę, Ku samemu stwórcy.
Widok wściekłości na twarzy, Bohatera próbującego ocaleć marzenia, Wciągane w bagno dnia szarego, Przez setki obumarłych ramion, Obcinanych krwawym ostrzem, Wirującym w swoim opętańczym tańcu, Rozpaczliwie wyrażającym tragedię, Bezskutecznej walki człowieka, Podejmującego się zmiany rzeczywistości, Spychającej go na same dno, Do samego stwórcy. |