Patrzę na posmutniałe kryształy na półkach, Niegładzone jej ręką straciły dawny balask, Zmatowiałe od kurzu markotnieją i tesknią, One wciąż czekają na to jedno spojrzenie...
Z litości podchodzę i pochylam się nad jednym, Tym najbardziej strapionym, zapomnianym... Obejmuję go i pocieszam gładząc ściereczką, Jego rysy nabierają dawnych kaształtów i brzmień.
Dawne obrazy wracają, stają się wyraźnie i piękne, Wielka łza toczy się i uderza ciężko w szkło, Krystaliczne cząstki rozpryskują się z łoskotem, Wrzynając się głeboko w serce, pokryte bliznami...
Na ten widok kwiaty kulą się i wiedną, żółkną, One też już nie wiedzą gdzie ich dom i miejsce, Próbują uciekać, wyrywają się z swoich donic, Daremnie... wszytko już było... wszytko znajome... |